
Czasami spotykamy się w stajni z sytuacją, że dostajemy do jazdy konia „leniwca”. Aby dobrać odpowiednie ćwiczenia aktywizujące takiego konia do żwawszego reagowania na nasze działania, najpierw należy dowiedzieć się czegoś o samym koniu – najlepiej od innych bywalców stajni, od instruktora, a często wystarczy rzut oka na tabliczkę na końskim boksie.
Często jest to koń z ogromnym bagażem doświadczeń pod różnymi jeźdźcami i zwyczajnie przestał reagować na bodźce pobudzające. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że te oklepujące łydki wcale nie oznaczają, że ma iść szybciej. Wielokrotnie bowiem, w odpowiedzi na ucisk łydki poszedł szybszym krokiem i został za to ukarany bolesnym uderzeniem wędzidła w pysku. Najczęściej reaguje szybszym krokiem dopiero na uderzenie palcata, choć i to nie zawsze.
Co zrobić z takim nieco otępiałym końskim profesorem?
Przede wszystkim pamiętaj o poprawnie działających pomocach. Nie ciśnij łydką cały czas, nie oklepuj końskich boków, nie kop konia! Łydki w czasie całej jazdy miej normalnie przyłożone, działaj nimi tak, jak na każdym koniu. Nie szarp wodzami, nie próbuj popędzać konia poszarpując za nie. Nie dawaj sprzecznych sygnałów. Działanie łydki wzmocnij uderzeniem palcata tuż za łydką. Jak koń już ruszy żywo, to nie wstrzymuj go od razu, ale pozwól mu iść do przodu. Nie nadużywaj palcata – lepiej uderzyć raz mocniej, niż oklepywać konia palcatem przy każdym przyłożeniu łydki.
Dla konia leniwego i powolnego najgorsza jest nuda w czasie jazdy. Nie jeźdź więc wkoło ujeżdżalni ciągle tym samym tempem. Częste zmiany tempa i chodów powodują, że koń będzie więcej uwagi poświęcał temu, czego od niego wymagasz. Warto do ćwiczeń włączyć przejeżdżanie drągów w kłusie na różnych rozstawach, połóż więc 4 drągi w odległościach na kłus roboczy (ok. 120 cm), a w innym miejscu ujeżdżalni na kłus pośredni (ok. 140 cm). Pojedynczy skok przez niewielką przeszkodę też może dobrze wpłynąć na uwagę i chęć konia do pracy.
Jeżdżąc na końskim „powolniaku” warto skrócić strzemiona, jeździć w kłusie anglezowanym, a w galopie w półsiadzie. Jak już rozruszamy go, można zacząć pracę ujeżdżeniową na dłuższych strzemionach. Proces taki może potrwać kilka-kilkanaście jazd.
Kiedyś byłem jako instruktor na obozie w Bucharzewie i był tam młody koń (bodajże Alcatraz zwany Ciapkiem), na którym nikt nie chciał jeździć, bo strasznie leniwy był. Chodził po sadzie i zaglądał mi w okno. Bardzo mi się spodobał ten kalibrowy kasztan, więc na pierwszą jazdę w teren postanowiłem go wziąć dla siebie. Kursanci nie byli szczęśliwi myśląc, że nawet nie zagalopujemy. Ku ich zdziwieniu nie byli w stanie za tym koniem nadążyć w kłusie. Miał naprawdę piękny ruch i bardzo szybko zrozumiał, o co mi chodzi. Po pierwszym galopie nie musiałem go już specjalnie pobudzać, delikatne działanie łydki albo dosiadu powodowało zupełnie poprawne reakcje tego konia.