
Zbierałam się do tego wpisu od dłuższego czasu i w końcu mi się udało. Jak może część z Was już wie, od wielu lat jestem konsultantką firmy Avon, a zanim nią się stałam, konsultantką była i dalej jest- moja Mama. Kosmetyki tej firmy towarzyszą mi od wielu lat, i nie, nie jest to moje źródło utrzymania. Zamawiam kosmetyki dla siebie i swoich znajomych. Faktem jest też, że to od kosmetyków firmy Avon rozpoczęła się moja bardziej zaawansowana pielęgnacja, i niektóre produkty zagościły na stałe na mojej półce. Do kategorii kosmetyków, do których często wracam, i zwykle mam w koszyku, należą maseczki z serii Planet Spa. A że trochę mi się ich uzbierało i zwykle można je dopaść w fajnej cenie (od 8-20zł), postanowiłam krótko je opisać.
Nie, nie jest to post sponsorowany, wszystkie prezentowane produkty sama kupiłam i nikt mi za to, co tutaj napiszę nie zapłacił.
Maski z Planet Spa można podzielić na trzy podkategorie:
Maski Peel-Off
Maski peel-off to mój taki love-hate. Z jednej strony lubię uczucie satysfakcji ściągania z twarzy zaschniętej maski (porównywalne do wylinki po przypaleniu słonecznym 😉 ), z drugiej zaś nieszczególnie czuję jej działanie. Dodatkowo zawsze, ale to zawsze nałożę maskę na moje baby hair, albo na brwi i później siedzę pół godziny i wyciągam zaschnięte kłaczki spomiędzy włosów. Z tego też względu nie mam ich zbyt wiele.
Rewitalizująca maska do twarzy chiński żeńszeń
Maska ma cudny perłowy, półtransparentny kolor i dość charakterystyczny, intensywny zapach. Mogę śmiało powiedzieć, że wygląda bardzo instagramowo. Maska ma rzekomo odświeżać skórę, aczkolwiek ja tego odświeżenia nie odczuwam. Jedyne co mogę o niej powiedzieć to to, że delikatne łagodzi stany zapalne i troszkę koi skórę.
- Od lewej maska z żeńszeniem, goi i peeling gommage
- Od lewej maska goi, żeńszeń i gommage=
Maski zmywalne
Czyli takie, które po odleżeniu swojego na twarzy powinny zostać zmyte lub ich nadmiar powinien zostać starty z twarzy.
Regenerująca maska do twarzy Himalajskie jagody goi
Chyba najmniej lubiana przeze mnie maska. Nie przepadam za produktami, które rozsmarowuje się po twarzy jak zimny kisiel, ale jeśli ktoś preferuje taką konsystencję, to maska mu się spodoba. Maska ma delikatny zapach jeżyn (może to goi, nie pamiętam, jak pachną świeże owoce) częściowo wchłania się w skórę twarzy, a jej pozostałości po ok. 15-20 minutach powinny zostać starte lub zmyte. O dziwo ten glutek trochę nawilża, aczkolwiek żadnego działania regenerującego nie doświadczyłam.
Głęboko oczyszczająca maska z minerałami z Morza Martwego
To jest mój nieśmiertelny ulubieniec i pierwsza maska, której używałam regularnie. Działa i jest między nami miłość. Maska faktycznie oczyszcza, ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Przegenialnie sprawdza mi się na stany zapalne po najeździe obcych. Po jej użyciu podrażnienie widocznie się zmniejsza, a wystające gulki szybciej się goją. Maska zachowuje się jak glinka i zasycha w kilka- kilkanaście minut o aplikacji. Przed zmyciem można poczekać do całkowitego wyschnięcia, ale nie polecałabym tego osobom o wrażliwej skórze. Zalecany czas pozostawienia na twarzy 5-10 min.
Oczyszczająca maseczka do twarzy z glinką z tureckiej łaźni termalnej
Przy okazji pisania recenzji zorientowałam się, że mam ją w starym i nowym opakowaniu. Dzięki temu mogę jednak śmiało przyznać, że jakość produktu nie uległa zmianie. Mam glinkę rhassoul ze sklepu Maroko i różni się ona od tej maseczki tak kolorem jak i konsystencją, ale może to wynikać z zastosowanych dodatków. Maska jest bardzo przyjemna w użytkowaniu. Faktycznie oczyszcza skórę i ściąga pory, jednak w mojej ocenie nie nadaje się dla skóry suchej, gdyż może przesuszać. Zastygając zmienia kolor na jaśniejszy. Powinno się ją zmyć po ok. 5 min.
Głęboko oczyszczająca maseczka do twarzy z glinką inspirowana rosyjskimi łaźniam
To jest jeden z nowszych produktów w ofercie. Maska zawiera wyciągi cedrowe i eukaliptusowe, przez co ma też silny eukaliptusowy zapach, który może przeszkadzać. Ja nie przepadam za zapachem olejku eukaliptusowego, ale maski bardzo przyjemnie mi się używa. Pomimo intensywności zapachu nie podrażnia oczu. W działaniu jest czymś pomiędzy maską turecką a tą z morza martwego. Również zastygając zmienia kolor. Należy ją zmyć po 5 minutach
- Peeling z herbatą, maska frangipani i turecka
- Peeling z herbatą, maska frangipani i turecka
Maska głęboko oczyszczająca pory Tajski Kwiat Lotosu
Kolejna maska zastygająca. Ma bardzo przyjemny, delikatnie pudrowy zapach. Jest chyba najdelikatniejszą z masek zastygających ani razu nie odnotowałam po jej zastosowaniu uczucia przesuszenia czy nieprzyjemnego ściągnięcia. Z tego też względu oczyszcza, ale delikatniej. Czy jest głęboko oczyszczająca pory? Raczej nie. Niemniej głównie ze względu na zapach bardzo przyjemnie się jej używa. Należy ją zmyć po 5 minutach.
Odświeżająca maseczka do twarzy z kwiatem frangipani i trawą cytrynową
Muszę przyznać, że Avon zastosował tu niezły zabieg marketingowy. Maseczka bowiem nie oczyszcza, ale odświeża i faktycznie można powiedzieć, że to robi. Na oczyszczanie jest za słaba, ale żeby zgarnąć z twarzy nadmiar serum przed jakimś większym wyjściem nadaje się idealnie. Porów ściągać nie ściąga, delikatnie koi zaczerwienienia. Ma podobny zapach do maski tajskiej. Należy ją zmyć po 5 minutach.
Odżywcza maseczka do twarzy z masłem shea
Maska niezastygająca. Ma konsystencję gęstego kremu. Dobrze się rozsmarowuje i częściowo wchłania w skórę. Uczucia odżywienia i miękkości po niej nie zauważyłam, bardziej natłuszcza skórę. Mogę wręcz powiedzieć, że się z nią nie polubiłam. Po użyciu tej maski skóra szybciej mi się wyświecała i dziwnym zbiegiem okoliczności po jej użyciu zawsze rano miałam na twarzy kilka małych niespodzianek. Producent poleca jej zmycie po 10 minutach.
- Od góry: maska shea, rosyjska i z minerałami z Morza Martwego
- Od góry: maska shea, z minerałami z Morza Martwego i rosyjska
Maski Peelingujące
Peeling enzymatyczny z minerałami z morza martwego
Na początku bardzo się nie lubiliśmy z tą maseczką. Wynikało to jednak z mojej niewiedzy jak ją właściwie używać. Producent zaleca nałożenie cienkiej warstwy produktu, odczekanie 1-2 minuty i później poprzez masaż, starcie rękami powstałej warstwy. Innymi słowy mamy do czynienia z peelingiem gommage. Moim i jak się później okazało, często popełnianym błędem, był zbyt krótki czas od nałożenia do próby starcia. Żeby maska dobrze się gumkowała, musi dobrze zaschnąć. Inaczej po prostu będziecie sobie tarli twarz kremem. Peeling jest ok, ale jest bardzo delikatny. Osoby potrzebujące silniejszego złuszczania się z nim nie polubią. Porównując go do Lemon Sparkling Peeling od Mizon powiedzmy, że jest jego młodszym bratem z przedszkola. Niby w porządku, ale szału nie robi.
Energetyzujący kremowy peeling do twarzy z białą herbatą
Baaardzo delikatny peeling z drobinkami. Drobinek jest mało i nie są one ostre. Jakoś nie udało mi się znaleźć skutecznego peelingu tego rodzaju i ten produkt nie jest wyjątkiem. Ale fakt, nie podrażniłam też sobie nim twarzy. Ma delikatny, niedrażniący zapach. Jak dla mnie to nic szczególnego.
No i to całe moje zbiory masek z Planet Spa. W koszyku mam też kilka innych masek z Avonu z serii Naturals, ale w mojej ocenie odstają one jakością od tych wyżej wymienionych.
Dajcie znać, czy używałyście którejś z wymienionych maseczek. A może macie jakieś inne z tej serii?